Właściwie dlaczego warto o siebie dbać?
To pytanie jest dość proste i często będą zadawać je nam osoby, które nie widzą sensu poświęcać swój wolny czas na dbanie o skórę. Również to pytanie zadawałam sobie ja. Kiedy miałam 13 lat wywracałam oczami i stroiłam miny na hasła typu "o skórę trzeba dbać", "o twarz trzeba dbać" inaczej będziesz brzydka. Od razu powiem - to nie są dobre argumenty, które mogłyby przekonać osobę, aby zaczęła o siebie dbać. Przecież piękno nie wynika tylko i wyłącznie z higieny, czasami geny odgrywają tak znaczącą rolę, że możesz nie kąpać się tydzień, nie myć włosów miesiąc i chodzić w starych podartych ciuchach a i tak będziesz ładna. Niemożliwe? Czy to, że umyjesz twarz zmienia jej krztałt? Nie! Czy to, że się wykąpiesz w jakiś sposób zmieni krztałt twojego ciała? Też nie! Wiem, że od razu będzie oburzenie i wielka krytyka, ale naprawdę istnieją osoby, które nie kąpią się przez tydzień i nic a nic po nich nie czuć, a są takie które przebiegną 5 metrów i śmierdzą na odległość. Są osoby, które mają na tyle gęste i suche włosy, że spokojnie mogłyby ich nie myć przez miesiąc bo najzwyczajniej w świecie wcześniej nie będą im się przetłuszczać. Po co więc to mówię? Aby obalić mit, którym wszyscy żyjemy - nie dbasz o siebie - jesteś paskudny. O dziwo jest tak, że kiedy przystojny chłopak powie nam o swojej "higienie" to od razu zmienia się nam jego obraz. A przecież zanim o tym powiedział myślałaś, że jest bardzo zadbany i przystojny, kiedy się jednak okazuje, że przykłada skrajnie małą wagę do swojego wyglądu od razu zaczynamy wymyślać, że śmierdzi, że jest brzydki, paskudny... itp. Tak to jest kiedy upieramy się na jakąś rzecz.
Ale dlaczego w ogóle warto o sibie dbać?
To pytanie ciągle i ciągle krążyło po mojej głowie aż osiągnęłam 16 lat. Zabiegi pielęgnacyjne, dbacie o cerę itp. już nie było mi wtedy na tyle obce. Szczerze mówiąc mój stan skóry najzwyczajniej w świecie zmusił mnie do dbania o siebie. Gdyby nie to pewnie nadal żyłabym w przekonaniu, że w niektórych przypadkach higiena jest zbędna. Tak to jest kiedy mama usiłuje wyrobić nam nawyki które będziemy rygorystycznie przestrzegać a dziecko stara się tylko uciec od kąpieli, mycia i czesania włosów (kiedy miała 5 lat odżywki nie były czymś popularnym i przy czesaniu kręconych włosów łatwo było o łzy), świerzego wyglądu. Jeśli mama pokazuje dziecku higienę jako zabawę to świetnie. Moja miała silnie rygorystyczne podejście do spraw higieny i czystości, często wrzeszczała, zmuszała na siłę a były i momenty, że trzeba było dać niejednego klapsa abym w ogóle chciała wejść do łazienki. W dodatku o ile większości z was kąpanie malucha kojarzy się z kaczuszkami i delikatnym dotykiem matki mnie kajarzyło się z bolesnym szorowaniem, łzami i ogólnym brakiem jakielkolwiek troski. Moja matka była osobą skrajnie niedelikatną i jej dotyk najzwyczajniej w świecie mnbie bolał. Najgorsze było czesanie włosó kiedy moja mama z wielkim pokładem siły siągnęła moje włosy starając się je rozczesać i związać w francuski warkocz. Wyrywała mi włosy z głowy a płakałam i piszczałam. Nic więc dziwnego, że kiedy byłam troszkę starsza zaczęłam cyganić. Ot do łazienki wchodziłam, ale nie po to aby się umyć ale po to, aby się przebrać w piżamę i spać. Umyć włosy - kiedy zaczeły mi się przetłuszczać, czyli co jakiś miesiąc - może dwa i ten moment był dla mnie istnym horrorem bo włosy przed myciem trzeba było rozczesać i mało tego, jeszcze po umyciu i spłukaniu należało to powtórzyć! Nie lubiłam "dbać o siebie" i tyle. Ograniczałam się jedynie do skrajnych przypadków kiedy trzeba było to zrobić. Co było najlepsze to to, że moje otoczenie w ogóle tego nie dostrzegało. Mogłam przez tydzień lub dwa unikać wanny i pachniałam tak samo jak dzieci, które się codziennie myły. nie odczuwałam więc żadnej presji ze strony otoczenia aby cokolwiek zmienić w swojej kulturze piękna. Kiedy takie dziecko powie wam co ile się myje pewnie od razu zaczniecie wydziwiać, patrzeć z obrzedzeniem i zatykać przy nim nos? A wiecie że nie lepsze zdanie mają o was osoby, które nie uważają higieny za obowiązek. Spędzać codziennie godzinę w łazience! Przecież to dla nas abstrakcja, coś szokującego i wgl jak tak można, co wy tam aż tak długo robicie? Czy bez tej godziny wyglądałybyście jak pół dupy zza krzaka? - tak o was myślą osoby, które o siebie nie dbają.
Jednak kiedy dostałam pierwszy okres po niedługim czasie na mojej twarzy pojawiały się ogromne wysypy pryszczy. Początkowo była to strefa T, czyli czoło, nos i broda, później - po 4 latach również moje policzki obfitowały w wągry i pryszce. Nie no, teraz to już trzeba będzie coś zrobić! - pomyślałam.
Moja ciocia poleciła mi Brevoxyl. Jest to maść, którą nakłada się punktowo na wypryski. "nakłądać na oczyszczoną skórę" - co to w ogóle znaczy? Myłam twarz wodą z mydłem i stwierdziłam - no, chyba teraz jest oczyszczona i nakładałam. Widać było poprawę ale przez mój brak systematyczności walka z trądzikiem nie miała końca. W końcu maść mi się skończyła i poszłam szukać czegoś w zwyczajnych drogeryjnych sklepach. Były tam dziwne rzeczy - mianowicie żele myjące do twarzy o których istnieniu nigdy nie byłam poinformowana, no bo niby skąd? Przyjaźniłam się głównie z chłopcami a wiadomo, że oni takimi rzeczami się nie interesują. Wszędzie były napisy do cery tłustej, do cery mieszanej, do cery normalnej, do cery suchej.... matko - a to co! To było dla mnie tak ciężkie do pojęcia jak dla niektórych chemia organiczna, czy fizyka. Nie mogli po prostu napisać do twarzy i problem z głowy? Wzięłam ten, która ma być do wyprysków, pryszczy itp, czyli do cery tłustej. No, tutaj akurat trafiłam. Używałam go tak jak napisali na opakowaniu, w moim przypadku już po 2 dniach było widać efekty, ale znowu - brakowało mi nawyku i systematyczności. W dodatku był to mój jedyny kosmetyk który działał sość wysuszająco. Krem nawilżający do cery tłustej? Jaja sobie robią? Przecież jeżeli skóra jest tłusta ta taki krem jeszcze bardziej ją tylko natłuści. Kierując się tą ideologią unikałam kremów nawilżających prze 4 -5 lat a moja skóra miała coraz to więcej problemów - przesuszone oczy i usta z alergii, trądzik, wysuszona i odwodniona skóra.... Nic więc dzienego, że pierwsze linie na czole pojawiły się u mnie tak szybko - sama do tego doprowadziłam. /zanim zdecydowała się za zakup kremu nawilżającego silnie walczyłam ze stereotypami - jednak okazało się, że krem nic złego nie zrobił - pomógł. Po jakiś 2 latach moje linie na czole spowodowane przesuszeniem skóry zaczęły znikać, aż w końcu znikły, zupełnie - nie ma teraz po nich śladu. Wtedy poajwiła się u mnie taka myśl - a może ta cała higiena nie jest aż tak strasz jak mysłam? W końcu pomogła mi. Od tego momentu wiele się zmieniło, przykładałm większy wysiłek do dbania o sowją alergiczną skórę, trądzikową cerę.... było wiele prób i błędów kosmetycznych, wiele testów itp....
Jaki krem, czy jaki peeling daje największe rezultaty? Odpowiem tak - nie ważne co, ważne jak często używasz - mnie wyrabianie nawyku systematyczności zajęło dobre kilka lat! Jakby to nie było to coś nowego, jeśli ktoś mnie spyta co jest gorsze, przyzwyczajenie się do codziennego biegania,czy może codzienna pielęgnacja wykonywana przez osobę, która dotąd uważała, że higiena to bzdura? Zdecydowanie to drugie. A wiem bo codziennie biegam. Mało tego, nie poprzestałam na samej pielęgnacji, zamierzam być tak zadbana, aby moja skóra wolniej się starzała.
Uważam, że przemysł kosmetyczny pełen jest bubli, ale i tak znajdziemy tak coś pożytecznego dla naszej skóry. Pielęgnacja sama w sobie krzywdy ciału nie robi a może pomóc i rozwiązać wiele problemów. Jeśli jesteście takimi osobami jak ja byłam to weźcie sobie te słowa do serca. Piszę bloga z konstrukcjami ja zacząć - bo chyba to jest najgorsze. Nie każdy wie gdzie i jak zacząć rozwiązywać problem. Mam nadzieję, że moje dalsze notatki tylko wam w tym pomogą:)